Wstałam jak zwykle o 7:30, lecz nie czułam się tego dnia za dobrze. Przy wstawaniu z łóżka zakręciło mi się w głowie, lecz zignorowałam tą dolegliwość. Usiadłam tylko z powrotem na łóżku, i czekałam, aż to uczucie minie. Po kilku minutach mi przeszło, więc wstałam i poszłam do kuchni. Wykonałam tam wszystkie poranne rutynowe czynności. Ubrałam się w jeansy i w białą bokserkę a na to zarzuciłam kremowy sweterek. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Następnie obudziłam swojego syna. On lekko się ociągając wstał z łóżka.
- Mami, kocham Cię! - powiedział to gdy go ubierałam.
- Też Cię kocham.- pocałowałam chłopca w głowę.
- Pobawimy się w kolory?- spytał, i popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.
- Jasne. To co jest niebieskie?
- Ściany, Tomek, pościel, piłka do siatkówki!
- Dobrze. A co jest czerwone?
- Yyyy... Pomidor... Nie wiem co jeszcze...
- Na przykład serduszko, jak się wywrócisz, i zetrzesz sobie skórę na rączce, czy kolanku to płynie w tedy czerwona krew.
- Ok. A teraz ja ciebie pytam! Pomarańczowy!
- To tak, marchewka, mandarynka, pomarańcza....
- Zielony!
- Trawa, liście, samochody mogą być pomalowane na zielono, smoki.
- A moje skarpetki?
- Tak, też są zielone.- dzieci są zadziwiająco spostrzegawcze.
Przez czas trwania tej zabawy zdążyłam ubrać Antka. Wstając po raz kolejny poczułam, że kręci mi się w głowie. Po kilku sekundach to uczucie mnie opuściło.
- Chodź idziemy jeść śniadanie.
Poszliśmy do kuchni, gdzie czekały na nas kanapki z pomidorem, które wcześniej przygotowałam.
W miarę sprawnie poszło nam zjedzenie ich.
- Idź do łazienki, ja za raz do Ciebie przyjdę.- powiedziałam do Antka, zebrałam brudne naczynia i włożyłam je do zlewu.
Kiedy weszłam do łazienki Antek walczył z kranem, próbując odkręcić kurki. Na szczęście były tak mocno zakręcone, że nie był w stanie ich odkręcić za co w duchu dziękowałam.
- Antoni, wiesz, że nie wolno Ci samemu odkręcać wody, to dlaczeg to robisz? - spytałam go w miarę groźnym tonem, choć nie miałam serca krzyczeć na własne dziecko, które chciało być duże, a tak mało jeszcze rozumiało.
- Bo chciałem sam. Przepraszam mamo! - powiedział to udając dorosłego.
- Nic się nie stało, ale pamiętaj, że ci nie wolno.
- Dobrze.
Sięgnęłam po nasze szczoteczki do zębów. Antkowi podałam jego, i nałożyłam mu trochę pasty. Na swojej zrobiłam dokładnie to samo. Kiedy chciałam zakręcić tubkę pasty z ręki wypadła mi zakrętka. Schyliłam się po nią. Zakręciło mi się w głowie, a przed moimi oczami zrobiło się momentalnie ciemno. Bezwładnie upadłam na ziemię.
Pakował swoją torbę na trening, kiedy usłyszał pukanie do drzwi, bardzo natarczywe acz delikatne. Ociągając się trochę poszedł w końcu sprawdzić kogo do niego niesie o tak wczesnej porze. To, kogo ujrzał niemalże zwaliło go z nóg.
Przede nim stał syn, jego sąsiadki z naprzeciwka, był cały roztrzęsiony.
- Moja mami!- powiedział tylko i wyciągnął rękę po dłoń, która mu Niko podał.
- Co się stało?- spytał go po angielsku, ale uzmysłowił sobie, że chłopiec nie wiele może zrozumieć.
On tylko zaczął ciagnąć za rękę, więc szedł za nim. Zaprowadził do łazienki. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku, jednak po chwili zauważył leżące bezwładnie ciało dziewczyny. Szybko podszedł do niej i sprawdził czy oddycha. Na szczęście tak było. Sprawnie ułożył ją na boku, miała tylko rozcięta głowę, z której sączyła się krew. Sięgnął po telefon i zadzwonił po karetkę. Bez problemu dogadał się z dyspozytorem, który na szczęście zrozumiał łamany medyczny angielski chłopaka. Zabrał ręcznik i przyłożył go do rany dziewczyny tamując krew. W życiu tak mu się nie dłużyło, jak w tamtym dniu czekanie na karetkę. Na szczęście po 10 minutach zjawili się na miejscu. Sprawnie opatrzyli ranę dziewczyny, położyli ją na noszach i zabrali.
- Gdzie ją zabieracie?- spytał sanitariusza.
- Do wojewódzkiego.
Przypomniał sobie, o Antku, który chyba chciał jechać ze swoją mamą.
- Ty kolego nie jedziesz z nami. Zostań ze swoim tatą. - powiedział to jeden z sanitariuszy.
- Nie! Mami! - malec krzyczał. Szybko wziął go w swoje ramiona i mocno przytulił Niko. Kompletnie nie wiedział co ma z nim zrobic. Żaden ośrodek nie wchodzi w grę. Nie wiedział też nic o żadnej rodzinie dziewczyny. Może to głupie ale postanowił zabrać chłopca ze sobą na trening, a później z nim jechać do szpitala.
- Chodź.- ubrał go w kurtkę, zamknął drzwi mieszkania sąsiadki, poszedł po swoją torbę.
Wpakował malca do samochodu i pojechali na Podpromie.
Na wstępie przywitały ich gwizdy chłopaków, że niby Antek to jego syn.
- Weźcie się zamknijcie! - krzyknął na kolegów. Denerwowało go, to ich dziecinne zachowanie.
Panowie szybko umilkli, co było mu bardzo na rękę. Po chwili zjawił się Krzysiek.
- Stary, nie chwaliłeś się że masz dziecko!- Od razu przywitał go tym swoim głupkowatym uśmiechem. Miał ochotę mu przywalić, ale się powstrzymał.
- Wal się. To Antek, syn mojej sąsiadki...- opowiedział mu całą historię z dzisiejszego ranka. - no i bardzo nie wiem, co mam robić.
- Hej mały. Jestem Krzysiek. - zagadał do chłopca jego kumpel. Miał tyle łatwiej, że sam ma dwójkę dzieci i przede wszystkim umie polski.
- Wiem, Igła. - skąd on go zna myślał Alek.
- A skąd wiesz?- spytał go równie zdziwiony Krzysiek .
- Bo z mami oglądamy was w telewizji. - wyjaśnił malec.
- To dobrze. Chodź, teraz pójdziesz z nami na hale, my będziemy mieć trening, a po nim Niko zawiezie cię do mamy. Umowa stoi? - negocjował z Antkiem Igła.
- Yhym. Ale co z moją mamą? - spytał, i miał łzy w oczach. To łamało serce resoviackim gigantom.
- Pan doktor ją bada. A gdzie jest twój tata, albo babcia? - wypytywał dalej Krzysiek.
- Nie mam. - powiedział to smutny i zawiedziony. Niko chciał się tego wszystkiego dowiedzieć, ale 3 latek pewnie sam niewiele wiedział....
- To my cię na hale zaprowadzimy i zaraz do ciebie przyjdziemy. - powiedział do niego Krzychu.
Tak też zrobili. Gdy weszli z chłopakami na hale, mały bawił się piłką. Próbował ją odbijać, ale mimo tego że mu to nie wychodziło uparcie walczył dalej.
- Panowie, co ja wam mówiłem na temat dzieci? Kogo to jest chłopak? Trening to nie przedszkole!- krzyczał trener Kowal. Wszyscy zaciekawieni patrzyli w stronę Igły i Pencheva. Tylko oni znali prawdę, a drużyna i trener jej oczekiwali.
- Nikolay mnie tu przywiózł.- powiedział chłopiec. Wszystkie głowy ciekawie spoglądały to na chłopca to na Pencheva.
- Trenerze, to wyjątkowa sytuacja. On jest moim sąsiadem, a jego matkę zabrali do szpitala, nie wiedziałem co mam robić to go tu przywiozłem. - pospiesznie wytłumaczył Niko.
- Dobra. Powiedzmy, że ci wierzę. A jak ma chłopiec na imię?
- Antek jestem.- niespodziewanie chłopiec podszedł do trenera i wyciągnął w jego kierunku rękę.
- Andrzej.- odpowiedział mężczyzna.- a teraz idź na trybuny.
Jak chłopcu kazano, tak też zrobił. Przez dwie godziny oglądał zmagania rosłych facetów, którzy po przez siatkę próbowali udowodnić swoją wielkość. Chłopcu bardzo się to podobało, dlatego bacznie obserwował ich zmagania.
Resoviacy odbyli tradycyjny trening, trochę rozciagania, trochę serwowania, ścinania, przyjmowania.
Po treningu na chwile jeszcze na hali został Niko z Fabianem, by dopracować i opracować sposób ataku Niko z drugiej lini. Coś, gdzieś im zaczęło wychodzić, więc postanowili zakończyć trening.
- Powiesz Antkowi, żeby czekał na mnie przed szatnią? - poprosił swojego kolegę Niko.
- Jasne.
- Antek! Chodź! - zawołał chłopca, a ten przybiegł do nich. - Niko się przebierze, a ty poczekasz na niego przed szatnią, zgoda?
- Tak.
We trójkę odmaszerowali we wspomniane miejsce. Chłopiec usiadł na ławce przed szatnią. Niko uwijał się jak mógł, ale co poradzi, na to, że prysznic to najprzyjemniejsza część treningu? Po chwili swego gramolenia przypomniał sobie, o czekającym dziecku na korytarzu. Włączył wyższy bieg, ale przez to z rąk wypadały mu albo skarpetki, albo nakolanniki, które usiłował spakować do torby. W końcu wygrał tą walkę. Wyszedł na korytarz.
- Chodźmy!- powiedział do Antka, podał mu swoją wielką dłoń. Chłopiec zeskoczył z ławki i podał swoją malutką rączkę siatkarzowi.
Droga do szpitala minęła w milczeniu. No bo jak mieli ze sobą rozmawiać?
Zaparkował samochód na parkingu szpitala. Wysadził chłopca z auta i razem udali się w kierunku budynku.
W recepcji Niko uzyskał informację, że dziewczyna znajduje się na Sor, ale więcej informacji ma lekarz.
Poszli w kierunku wskazanym przez recepcjonistkę. Z sali wyszedł jakiś lekarz, którego od razu swoimi pytaniami zaatakował Niko.
- Przepraszam, gdzie znajdę Julię Murek?
- A kim pan jest?
- Jej chłopakiem.- odpowiedział, zdając sobie sprawę, że to jedyna opcja, aby się czegokolwiek dowiedzieć.
- Prosze za mną.- powiedział lekarz.
- Ja chce do mami!- wyrwał się malec i patrzył wyczekująco na lekarza. Ten jakby głuchy na prośby dziecka zignorował wołanie i poszedł przodem, prowadząc przybyłych do swojego gabinetu.
Pomieszczenie, to typowy gabinet szpitalny. Biurko, wygodne fotele, kanapa, półki z grubymi tomami książek lekarskich, szafa. Ściany w kolorze kremowym. I nawet w tym pomieszczeniu było czuć zapach szpitala.
- Prosze spocząć.- powiedział lekarz, kierując się na drugą stronę biórka.
Niko spełnił prośbę lekarza. Usiadł na fotelu, i wziął chłopca do siebie na kolana. Dziecko wtuliło się w niego, jakby faktycznie był jego ojcem, a nie poznanym kilka dni wcześniej sąsiadem.
- Tak więc, wykonaliśmy jak narazie podstawowe badania, badanie krwi wykazało anemię. Będziemy dalej badać pana dziewczynę, czy przypadkiem nie ma jakiś większych uszkodzeń organizmu wywołanych anemią.
- Uff...- tylko tyle był w stanie wydusić z siebie siatkarz. Poczuł ogromną ulgę, jakaś tona ciężaru spadła z jego serca. - A jak bedzie przebiegać leczenie?
- Wszystko wykażą najbliższe dni. Pana dziewczyna zostanie u nas na kilka dni. Wykonamy wszystkie badania i w tedy ustalimy co dalej.
- Dobrze. A możemy się z Julią zobaczyć?
- Tak. Zaprowadzę państwa.
Lekarz spełnił prośbę siatkarza i jego nowo przybranego syna. Po chwili już byli na sali. Chłopiec widząc matkę, ruszył do niej biegiem. Tak bardzo cieszył się na to spotaknie.
- Mami! Mami!- słysząc syna, widząc to jak do niej biegnie, dziewczyna poczuła ogromną ulgę. Chłopiec był cały i zdrowy. To najważniejsze.
- No chodź do mnie. - chłopiec wdrapał się na łóżko, i przytulił się do matki.
Leżeli tak kilka minut ciesząc się swoją bliskością.
- Antek był cały czas z Tobą? - spytała Niko Julia.
- Tak. Po tym jak zabrała Cię karetka, zabrałem chłopca na trening, po czym tutaj przyjechaliśmy.
- Dziękuje, że się nim zająłeś.
- Nie ma problemu. To za ten cukier.
- Za cukier były kwiaty.
- Kwiaty były za windę.
- W każdym razie bardzo Ci dziękuje.
- Nie ma problemu. Jak coś potrzebujesz to powiedz. Od lekarza wiem, że będziesz tu kilka dni, wiec jak chcesz to mogę pilnować Antka.
- Co?! Ale jakim prawem?! Człowieku, co ty sobie w ogóle myślisz?
- No myślę, pomóc sąsiadce. Ale jak wolisz oddać dziecko do jakieś państwowej opieki, to już jest twój wybór.
- Mami, ja chce z Niko!
- Co z Niko, synku?
- Być w domu, jak cię nie ma w domu. On jest fajny. Lubię go! I wiesz co, dziś Andrzeja poznałem i Igłę! I całą drużynę, ale mi cześć nie powiedzieli, tylko się uśmiechali....
- No dobrze, jak chcesz z Niko, to proszę, ale jeśli coś się stanie mojemu dziecku, to gorzko tego pożałujesz!
- Ok. - zgodził się na te propozycje siatkarz.
Do pory obiadowej był z Antkiem w szpitalu, później zabrał go na miasto na obiad. Popołudnie chłopiec spędził w szpitalu z matką, co się personelu szpitala nie podobało. Na szczęście, po swoim treningu Niko odebrał Antka ze szpitala i razem pojechali do domu.
------------------
Taka 3, bo przecieź nudno było! :D
Czytasz=komentujesz=motywujesz!!
Ile jeszcze rozdziałów w 3 osobie będzie to nie mam pojęcia.
Zapraszam na fb:
Nowy rozdział w sobotę 18.04 :)
Marcyśka
Znowu szpital xd ciekawe czy to na pewno tylko anemia czy coś poważniejszego, czekam z niecierpliwością na 4 rozdział ^^
OdpowiedzUsuńSuper rozdział mam nadzieję że Niko nic Antkowi nie zrb a wręcz Antek bd zadowolony ��������
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńMatko ;( Oby Julce nic poważniejszego się nie stało.
Hmmm, może być ciekawie, Antek na pewno będzie zadowolony z towarzystwa Niko :)
Pozdrawiam i czekam na następny ;**
Rewelka ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Julce nic poważnego nie grozi! ;P
Świetnie, że Niko zajął się Antkiem, a Julka powinna być dumna z tak zaradnego syna, bo w sumie, to mały uratował Jej życie. ;)
Oby teraz tylko Niko zajął się solidnie chłopcem, inaczej "gorzko tego pożałuje" xD
Pozdrawiam ;**
Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńA już dziś pod wieczór zapraszam do mnie na 9 :
http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/
Chciałam Cię powiadomić, że zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji tutaj --> http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html
Pozdrawiam ;*
No, w końcu nadrobiłam, uff.
OdpowiedzUsuńOo, samotna mama, która zostawia dziecko pod opieką "chłopaka".
Ciekawa jestem jak zareaguje, gdy się dowie, że Niko jest jej chłopakiem, o którym nawet sama nie wie. :)
Pozdrawiam :D