Otworzył drzwi hali i poszedł w kierunku szatni. Posadził Antka na ławce naprzeciwko drzwi szatni, ściągnął jego kurtkę i zabrał ze sobą. W ekspresowym tempie przebrał się w strój do treningu i wyszedł na korytarz.
Na jego widok Antoni zeskoczył z ławki i podał swoją rączkę siatkarzowi. Weszli razem na halę. Od razu ciekawskie spojrzenia wszystkich były skierowane na nich. Antek pobiegł na trybuny, a Niko czekał na złość trenera.
- Poodbijajcie jeszcze piłkę, a ja muszę porozmawiać z naszym gościem.- krzyknął Andrzej do chłopaków. Ci z ociąganiem podeszli do ćwiczenia. Mimo to po chwili było słychać odgłos odbijanych piłek, i piski butów na parkiecie.
- Przepraszam trenerze, ale to naprawdę ostatni raz.- Nikolay postanowił od razu zacząć przepraszać trenera, mając cichą nadzieję, że to w czymś pomoże.
- Wiesz ile razy ja od Ciebie słyszałem, że to już ostatni raz? Człowieku, za kogo ty się uważasz, że masz prawo myśleć, iż Ciebie zasady nie obowiązują? Jeśli to problem dla Ciebie, aby być punktualnie na treningu, to zawsze możemy rozwiązać kontrakt i szukaj sobie miejsca gdzie indziej. A poza tym to chłopca miało tu nie być dziś.
- Wiem. Mam już wszystko, i jutro na pewno nie będzie go. Proszę, nich trener mi zaufa. Ja wiem, że ostatnio tylko nawalam.
- To dobrze, że chociaż masz tego świadomość. A teraz rozgrzewka, i na początek karnych tyle kółek ile czasu się spóźniłeś. Czyli- popatrzył na zegarek i policzył w myślach Kowal- 50.
Niko bez zbędnych słów ruszył truchtem. Koledzy z drużyny patrzyli ciekawsko na niego, i każdy mu współczuł. Oni wykonywali różne elementy treningu, a Niko na katorżniczej rozgrzewce wypluwał sobie płuca, ponieważ Andrzej w ten sposób postanowił przywołać chłopaka na ziemię.
Po rozgrzewce Nikolay nie miął już siły na dalsze zmagania. Każde koleje ćwiczenie przychodziło mu z coraz większym trudem. W końcu nastał koniec. Nikolaya chłopaki prowadzili do szatni, bo sam nie miał siły iść.
Kiedy mieli wyjść z hali, trener jeszcze na koniec krzyknął;
- Mam nadzieję, że to Cię czegoś nauczy. I to też jest moja rada na przyszłość. Spóźnień nie toleruję!
Resoviacy pokiwali głowami.
Antek jak cień podążał za nimi. Dopiero po chwili Krzysiek przypomniał sobie o dziecku, zaczął go szukać, ale chłopiec sam znalazł się pod jego nogami.
- Jak tam mały?- zapytał go.
- Chyba już nie chcę być siatkarzem..- zasmucił się mały.
- A dlaczego?
- Bo to strasznie ciężkie. I chyba nie dam rady.
- Myślę, że jak będziesz starszy to będziesz miał więcej siły, i możesz spróbować bycia siatkarzem.- odpowiedział pokrzepiająco Piotrek.
- Muszę pomyśleć.-odpowiedział malec.
Mężczyźni weszli po kolei do szatni, a Antek tradycyjnie usiadł na ławce.
Po kilkunastu minutach chłopaki wychodzili z szatni. Dało się słyszeć ich rozmowy komentujące zachowanie trenera. Kilku z nich było oburzonych zaistniałą sytuacją, a paru przytakiwało z uznaniem zachowaniu trenera. Ostatni z szatni wyszedł Niko, który rzucił chłopcu gniewne spojrzenie.
Postanowił jak najszybciej pozbyć się ciężaru i dać sobie spokój z sąsiadką. To go po prostu przerosło, a kolejne niepowodzenie odbierało mu pewność siebie.
Bez słowa włożył chłopca do samochodu, rzucił niedbale torbę do bagażnika i z piskiem opon ruszył w kierunku szpitala.
Cały czas, po przez pryzmat wściekłości układał w swojej głowie to co ma zamiar powiedzieć Julii.
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Wysiedli z auta i udali się w kierunku sali, w której leżała Julia.
Weszli do pomieszczenia. Antoni ruszył biegiem do swojej matki. Wdrapał się jej na kolana i mocno się do niej przytulił.
- Niko jest zły.- wyszeptał dziewczynie.
Nikolay wolnym krokiem podszedł do łóżka dziewczyny.
- Cześć. Oddaję Ci syna. Nie mogę się nim więcej zajmować. Przepraszam.- powiedział to niemal szeptem. Julia słysząc te słowa poczuła bolesne ukłucie w sercu.
- No tak, czego ja się spodziewałam… - Pokręciła głową, i zatopiła swoją twarz we włosach syna.
- Myślałem, że to jest prostsze. Dziś uświadomiłem sobie, że się do tego nie nadaję.
- Dobrze. Nie będę Cię do niczego zmuszać. Dziękuję za pomoc.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz.
- Nie rozumiem Cię, ale zawsze tak to się właśnie kończy.
- Cześć Antek.
- Cześć.
Bez słowa chłopak wyszedł z budynku. Wsiadł do samochodu i wrócił do swojego domu.
- Mami, dlaczego Niko poszedł?- zapytał chłopiec.
- Bo nie dorósł jeszcze do pewnych spraw.- odparła z bólem w głosie dziewczyna.
- Ale przecież on jest wysoki…
- Ale za mało mądry. Zadzwonię do… No właśnie…
- To co teraz będzie?
- Wrócimy do domu i zapomnimy.
Dziewczyna wstała z łóżka i wraz z synem udała się do gabinetu lekarskiego.
Delikatnie zapukała w drzwi i nacisnęła klamkę. Weszli do typowego szpitalnego pomieszczenia. Lekarz siedział za biurkiem, i przeglądał gruby lekarski tom. Na widok gość włożył do książki zakładkę i odłożył na bok.
- Dzień dobry doktorze.
- Witam panią. W czym mogę pomóc?- przybrał minę znudzonego profesjonalisty.
- Chciałabym wypisać się ze szpitala na własne żądanie.
- A dlaczego ? Źle pani u nas?- zażartował doktor.
- Nie, skąd że. Po prostu moim synem nie ma kto się zająć.
- Rozumiem. Przejrzę pani wyniki, i dam pani znać dziś popołudniu.
- Dziękuję bardzo.- wdzięcznie uśmiechnęła się Julia.
- Nie ma za co.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wyszli z gabinetu i udali się z powrotem do sali dziewczyny. Usiedli na łóżku.
- Mami dlaczego jesteś smutna?- zapytał zatroskany Antoni, gdy zobaczył na policzkach dziewczyny łzy. Ona szybko je starła rękawem.
- Wydaje ci się synku. – odpowiedziała na tyle pogodnie, aby syn był jej w stanie uwierzyć.
- Nudzi mi się.
- Chodź, tu niedaleko jest sala telewizyjna, może coś ciekawego oglądniemy.
Wstali z łóżka. Kiedy mili opuścić pomieszczenie zauważyła ich pielęgniarka.
- A pani gdzie się wybiera?- zapytała i spojrzała to na Julię to na Antka.
-Do sali telewizyjnej.
- Proszę tędy.
I zaprowadziła ich we wskazane miejsce. Pokój był dość dużych rozmiarów. Coś, co go wyróżniało z pozostałych pomieszczeń szpitalnych to kolory, bardzo intensywne kolory. Jakby to miało oszukać pacjentów, że gdzieś tam jest kolorowe życie. Dużych rozmiarów nowoczesny telewizor znajdował się na prawo od wejścia. W jego kierunku były ustawione fotele i dużych rozmiarów kanapa. Na wprost wejścia było okno z widokiem na Rzeszów. Pomieszczenie było puste. Usiedli razem na kanapie i Julia włączyła sprzęt. Akurat natrafili na finałowy mecz siatkówki z poprzedniego sezonu pomiędzy Resovią a Lotosem.
- Mami, mami! Zostaw mecz!- krzyczał uradowany chłopiec. Matka spełniła jego prośbę.
Julia próbowała skupić się na pojedynku, ale na próżno. Cały czas była myślami przy dzisiejszym przedpołudniem. Wciąż w głowie jak echo odbijały się słowa rozmowy z Penchevem. Na początku myślała, że chłopak jest inny. A inny to znaczy jaki? Na tyle dorosły, by w wieku 25 lat chcieć przygarnąć w swoje ramiona dziewczynę z dzieckiem?! Bzdura! Coś takiego to największa brednia. Pluła sobie w brodę, że tak łatwo obdarowała go jakimś złudzeniem. Bo uczuciem tego nie można nazwać. Z jej oczu płynęły wolno łzy. To nie ma sensu.
Chłopiec zorientował się, że jago matka płacze. Usiadł na jej kolanach i przytulił ją do siebie.
- Mami boli Cię coś?- patrzył troskliwie na dziewczynę i ocierał jej łzy.
- Nie synku. To nie ważne. Już wszystko dobrze.- starła dłonią resztę łez i wymusiła uśmiech. – Oglądaj dalej mecz.
Nie minęła nawet chwila, a do pomieszczenia weszła pielęgniarka z wysokim brunetem. Chłopak w rękach trzymał kwiaty.
------------------
Witam wszystkich!
Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział! Komentujcie ! :D
Zapraszam za tydzień na nowy rozdział 1.05!
I na moją stronę na fb!
Marcyśka