piątek, 24 kwietnia 2015

5

Otworzył drzwi hali i poszedł w kierunku szatni. Posadził Antka na ławce naprzeciwko drzwi szatni, ściągnął jego kurtkę i zabrał ze sobą. W ekspresowym tempie przebrał się w strój do treningu i wyszedł na korytarz. 
Na jego widok Antoni zeskoczył z ławki i podał swoją rączkę siatkarzowi. Weszli razem na halę. Od razu  ciekawskie spojrzenia wszystkich były skierowane na nich. Antek pobiegł na trybuny, a Niko czekał na złość trenera. 
- Poodbijajcie jeszcze piłkę, a ja muszę porozmawiać z naszym gościem.- krzyknął Andrzej do chłopaków. Ci z ociąganiem podeszli do ćwiczenia. Mimo to po chwili było słychać odgłos odbijanych piłek, i piski butów na parkiecie. 
- Przepraszam trenerze, ale to naprawdę ostatni raz.- Nikolay postanowił od razu zacząć przepraszać trenera, mając cichą nadzieję, że to w czymś pomoże. 
- Wiesz ile razy ja od Ciebie słyszałem, że to już ostatni raz? Człowieku, za kogo ty się uważasz, że masz prawo myśleć, iż Ciebie zasady nie obowiązują? Jeśli to problem dla Ciebie, aby być punktualnie na treningu, to zawsze możemy rozwiązać kontrakt i szukaj sobie miejsca gdzie indziej. A poza tym to chłopca miało tu nie być dziś.
- Wiem. Mam już wszystko, i jutro na pewno nie będzie go. Proszę, nich trener mi zaufa. Ja wiem, że ostatnio tylko nawalam.
- To dobrze, że chociaż masz tego świadomość. A teraz rozgrzewka, i na początek karnych tyle kółek ile czasu się spóźniłeś. Czyli- popatrzył na zegarek i policzył w myślach Kowal- 50. 
Niko bez zbędnych słów ruszył truchtem. Koledzy z drużyny patrzyli ciekawsko na niego, i każdy mu współczuł. Oni  wykonywali różne elementy treningu, a Niko na katorżniczej rozgrzewce wypluwał sobie płuca, ponieważ Andrzej w ten sposób postanowił przywołać chłopaka na ziemię. 
Po rozgrzewce Nikolay nie miął już siły na dalsze zmagania. Każde koleje ćwiczenie przychodziło mu z coraz większym trudem. W końcu nastał koniec. Nikolaya chłopaki prowadzili do szatni, bo sam nie miał siły iść. 
Kiedy mieli wyjść z hali, trener jeszcze na koniec krzyknął;
- Mam nadzieję, że to Cię czegoś nauczy. I to też jest moja rada na przyszłość. Spóźnień nie toleruję!
Resoviacy pokiwali głowami.
Antek jak cień podążał za nimi. Dopiero po chwili Krzysiek przypomniał sobie o dziecku, zaczął go szukać, ale chłopiec sam znalazł się pod jego nogami. 
- Jak tam mały?- zapytał go.
- Chyba już nie chcę być siatkarzem..-  zasmucił się mały.
- A dlaczego?
- Bo to strasznie ciężkie. I chyba nie dam rady.
- Myślę, że jak będziesz starszy to będziesz miał więcej siły, i możesz spróbować bycia siatkarzem.- odpowiedział pokrzepiająco  Piotrek.
- Muszę pomyśleć.-odpowiedział malec. 
Mężczyźni weszli po kolei do szatni, a Antek tradycyjnie usiadł na ławce. 
Po kilkunastu minutach chłopaki wychodzili z szatni. Dało się słyszeć ich rozmowy komentujące zachowanie trenera. Kilku z nich było oburzonych zaistniałą sytuacją, a paru przytakiwało z uznaniem  zachowaniu trenera. Ostatni z szatni wyszedł Niko, który rzucił chłopcu gniewne spojrzenie. 
Postanowił jak najszybciej pozbyć się ciężaru i dać sobie spokój z sąsiadką. To go po prostu przerosło, a kolejne niepowodzenie odbierało mu pewność siebie. 
Bez słowa włożył chłopca do samochodu, rzucił niedbale torbę do bagażnika i z piskiem opon ruszył w kierunku szpitala.
Cały czas, po przez pryzmat wściekłości układał w swojej głowie to co ma zamiar powiedzieć Julii. 
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Wysiedli z auta i udali się w kierunku sali, w której leżała Julia. 
Weszli do pomieszczenia. Antoni ruszył biegiem do swojej matki. Wdrapał się jej na kolana i mocno się do niej przytulił.
- Niko jest zły.- wyszeptał dziewczynie. 
Nikolay wolnym krokiem podszedł do łóżka dziewczyny. 
- Cześć. Oddaję Ci syna. Nie mogę się nim więcej zajmować. Przepraszam.- powiedział to niemal szeptem. Julia słysząc te słowa poczuła bolesne ukłucie w sercu. 
- No tak, czego ja się spodziewałam… - Pokręciła głową, i zatopiła swoją twarz we włosach syna. 
- Myślałem, że to jest prostsze. Dziś uświadomiłem sobie, że się do tego nie nadaję. 
- Dobrze. Nie będę Cię do niczego zmuszać. Dziękuję za pomoc. 
- Cieszę się, że mnie rozumiesz.
- Nie rozumiem Cię, ale zawsze tak  to się właśnie kończy.
- Cześć Antek.
- Cześć.
Bez słowa chłopak wyszedł z budynku. Wsiadł do samochodu i wrócił do swojego domu. 
- Mami, dlaczego Niko poszedł?- zapytał chłopiec. 
- Bo nie dorósł jeszcze do pewnych spraw.- odparła z bólem w głosie dziewczyna.
- Ale przecież on jest wysoki… 
- Ale za mało mądry.  Zadzwonię do… No właśnie…  
- To co teraz będzie?
- Wrócimy do domu i zapomnimy. 
Dziewczyna wstała z łóżka i wraz z synem udała się do gabinetu lekarskiego. 
Delikatnie zapukała w drzwi i nacisnęła klamkę. Weszli do typowego szpitalnego pomieszczenia. Lekarz siedział za biurkiem, i przeglądał gruby lekarski tom. Na widok gość włożył do książki zakładkę i odłożył na bok.
- Dzień dobry doktorze. 
- Witam panią. W czym mogę pomóc?- przybrał minę znudzonego profesjonalisty. 
- Chciałabym wypisać się ze szpitala na własne żądanie.
- A dlaczego ? Źle pani u nas?- zażartował doktor.
- Nie, skąd że. Po prostu moim synem nie ma kto się zająć. 
- Rozumiem. Przejrzę pani wyniki, i dam pani znać dziś popołudniu.
- Dziękuję bardzo.- wdzięcznie uśmiechnęła się Julia.
- Nie ma za co.  
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wyszli z gabinetu i udali się z powrotem do sali dziewczyny. Usiedli na łóżku. 
- Mami dlaczego jesteś smutna?- zapytał zatroskany Antoni, gdy zobaczył na policzkach dziewczyny łzy. Ona szybko je starła rękawem.  
- Wydaje ci się synku. – odpowiedziała na tyle pogodnie, aby syn był jej w stanie uwierzyć. 
- Nudzi mi się. 
- Chodź, tu niedaleko jest sala telewizyjna, może coś ciekawego oglądniemy.
Wstali z łóżka. Kiedy mili opuścić pomieszczenie zauważyła ich pielęgniarka. 
- A pani gdzie się wybiera?- zapytała i spojrzała to na Julię to na Antka.
-Do sali telewizyjnej. 
- Proszę tędy. 
I zaprowadziła ich we wskazane miejsce. Pokój był dość dużych rozmiarów. Coś, co go wyróżniało z pozostałych pomieszczeń szpitalnych to kolory, bardzo intensywne kolory. Jakby to miało oszukać pacjentów,  że gdzieś tam jest kolorowe życie. Dużych rozmiarów nowoczesny telewizor znajdował się na prawo od wejścia. W jego kierunku były ustawione fotele i dużych rozmiarów kanapa. Na wprost wejścia było okno z widokiem na Rzeszów.  Pomieszczenie było puste. Usiedli razem na kanapie i Julia włączyła sprzęt. Akurat natrafili na finałowy mecz siatkówki z poprzedniego sezonu pomiędzy Resovią a Lotosem. 
- Mami, mami! Zostaw mecz!- krzyczał uradowany chłopiec. Matka spełniła jego prośbę.
Julia próbowała skupić się na pojedynku, ale na próżno. Cały czas była myślami przy dzisiejszym przedpołudniem. Wciąż w głowie jak echo odbijały się słowa rozmowy z Penchevem. Na początku myślała, że chłopak jest inny. A inny to znaczy jaki? Na tyle dorosły, by w wieku 25 lat chcieć przygarnąć w swoje ramiona dziewczynę z dzieckiem?! Bzdura! Coś takiego to największa brednia. Pluła sobie w brodę, że tak łatwo obdarowała go jakimś złudzeniem. Bo uczuciem tego nie można nazwać. Z jej oczu płynęły wolno łzy. To nie ma sensu. 
Chłopiec zorientował się, że jago matka płacze. Usiadł na jej kolanach i przytulił ją do siebie.
- Mami boli Cię coś?- patrzył troskliwie na dziewczynę i ocierał jej łzy.
- Nie synku. To nie ważne. Już wszystko dobrze.- starła dłonią resztę łez i wymusiła uśmiech. – Oglądaj dalej mecz.
 Nie minęła nawet chwila, a do pomieszczenia weszła pielęgniarka z wysokim brunetem. Chłopak w rękach trzymał kwiaty. 
------------------
Witam wszystkich! 
Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział! Komentujcie ! :D
Zapraszam za tydzień na nowy rozdział 1.05!
I na moją stronę na fb! 
Marcyśka 

piątek, 17 kwietnia 2015

4

Kiedy obydwoje weszli do mieszkania Antka i Juli, nie bardzo wiedzieli jak maja ze sobą rozmawiać. Niko próbował używać angielskiego, ale Antek kompletnie go nie rozumiał i na odwrót. Wymyślili, że będą nawzajem sobie pokazywać, co ten drugi chce od pierwszego. I tym sposobem ustalili, że Antek będzie spał u Nikolaya. Mężczyzna zabrał piżamę, kosmetyki, ubrania chłopca do siebie. Chłopiec zapakował kilka swoich zabawek, i opuścili dom. 
Niko otworzył drzwi do swojego mieszkania i puścił przodem Antoniego. Chłopiec speszony, i trochę bojący się swojego sąsiada niepewnie rozglądał się po pomieszczeniach. Układ domu był podobny. Miał także 2 pokoje, kuchnie i łazienkę. 
Na migi Niko wytłumaczył chłopcu, że będą spać razem w jego sypialni. Małemu się to trochę nie podobało, ponieważ odkąd jego pamięć sięga sypiał sam. Po negocjacjach zgodził się na propozycje Niko. 
Panowie zjedli razem kolacje, na którą składały się płatki z mlekiem. Po skończonym posiłku Nikolay zabrał Antka do łazienki, aby mały mógł się wykąpać. Chłopak po chwili zrozumiał, że Antek jest za mały na branie samemu prysznica. Krępował go fakt, że musi chłopcu pomóc w tych intymnych czynnościach.  
Zapomniał o tym, gdy zaczęli wspólną zabawę. Polegała ona na nazywaniu rożnych rzeczy. Antek mówił nazwę polską, a Nikolay jej angielski odpowiednik. I tak po kilkunastu minutach obydwoje umieli więcej. 
Po kąpieli zmęczonego Antka Niko położył spać.
Oglądał jakiś polski serial, by w ten sposób uczuć się języka, jednak zaczął się zastanawiać jak ugryźć następne wspólne dni z chłopcem. Pluł sobie w brodę, za to że tak bez wcześniejszego zastanowienia zabrał chłopca do siebie. Dziwne wydawało mu się to, że nie ma żadnych dziadków, ani żadnej rodziny poza matką. Liczył na to, że dziewczyna szybko wyjdzie ze szpitala i tym samym jego życie wróci do normy. 
Chciał o tym z kimś porozmawiać, ale żaden z jego kolegów czy to klubowych czy w Bułgarii nigdy nie było w podobnej sytuacji. 
Zmęczony własnymi myślami poszedł wziąć szybki prysznic i położył się obok malca. Przykrył go szczelniej kołdrą i objął swoim długim ramieniem. Głowę schował w jego włosach, i zaciągnął się jego dziecinnym zapachem. Coś w nim samym powiedziało mu, że chciałby tak kiedyś leżeć w jednym łóżku ze swoją rodziną. 
Jak co rano, o 7:30 pikanie budzika postawiło chłopaka na nogi. Zdezorientowany podniósł się z łóżka i rozejrzał się po pokoju przecierając oczy. Obok siebie ujrzał zwiniętego w kulkę  Antka. To skutecznie odświeżyło mu pamięć. Przeciągnął się i wstał z łóżka. 
Wyciągnął z szafy kilka ubrań i poszedł do łazienki. Wykonał poranną toaletę, ubrał się i poszedł do kuchni. Postawił wodę na herbatę i zaczął robić śniadanie sobie i chłopcu. Poszedł obudzić chłopca. Antek leżał na łóżku i cicho łkał. 
Niko energicznym krokiem podszedł do niego i zabrał w swoje silne ramiona. Przytulił do siebie i próbował bezskutecznie uspokoić dziecko. 
- Do mami!- bez przerwy powtarzał wystraszony Antek. 
Po tym wyznaniu już wiedział co ma czynić Niko.
Trochę było mu to nie na rękę, ponieważ groziło to spóźnieniem się na trening a co za tym idzie potwornym gniewem trenera i śmiechem chłopaków. 
Zabrał chłopca do łazienki i ubrał w rzeczy, które pierwsze wpadły mu do rąk. Były to spodnie dresowe, podkoszulek i bluza. Mały powoli się uspokajał, lecz dalej powtarzał swoją dziecięcą prośbę. 
Zjedli razem śniadanie, a właściwie to Niko zjadł wszystko to co dla siebie przygotował, ponieważ chłopiec nie chciał nic jeść. Nikolayowi udało mu się wymusić na chłopcu 2 kęsy kanapki i szklankę herbaty. 
Nikolay spakował swoją torbę treningową i napisał SMS do Krzyśka: "Spóźnię się na trening, przeproś trenera." W odpowiedzi dostał krótkie "Ok". 
Ubrali buty i kurtki. Niko zamknął mieszkanie i tęsknie spojrzał na drzwi swojej sąsiadki. Z ciężkim sercem poszedł za chłopcem, który pobiegł do windy. Wsiedli do niej i zjechali na zerowe piętro. Wysiedli i udali się na parking. Bułgar wsadził Antka do samochodu, zapiął go pasem i pojechali pod szpital. 
Po kilkunastu minutach odnaleźli Julkę, która jadła śniadanie. 
Na widok swojej matki Antek wyrwał się Niko i nie bacząc na protesty pielęgniarki pobiegł do swojej mamy. 
Kiedy ta go ujrzała uśmiechnęła się promiennie do dziecka, i pomogła mu wejść na szpitalne łóżko, aby go przytulić. To była ich pierwsza noc, którą spędzili osobno od narodzin chłopca.
- Mami! Mami! Mami!- w kółko powtarzał przez łzy chłopiec.  Dziewczyna trzymała go w swoich objęciach, tak mocno, jakby się bała że chłopiec zniknie za chwile. 
- Jestem przy Tobie kochanie. - wyszeptała w jego włosy. 
Nikolay stał w progu drzwi, bojąc się, że za chwile dostanie reprymendę, za to że coś zawalił. 
- Proszę przyjdź tutaj.- z myślenia Nikolaya wyrwał głos Julii. Chłopak niechętnie podszedł do łóżka dziewczyny. Stał niby blisko niej, ale nadal zachowując bezpieczną odległość. 
- Tak?- zadał pytanie, pobladł na twarzy, a jego serce zamarło na chwilę, jakby strach je dusił. 
- Dziękuję.... A teraz proszę zawieź Antka do przedszkola.- ze spokojem rzekła dziewczyna.  
- Ale za co? Ale... - kompletnie nie rozumiał tej sytuacji.- Zawiozę.  
- Jeszcze raz ci dziękuje. Antek się trochę przestraszył, ale teraz jest już wszystko w porządku.
- Nie ma za co. Tak myślałem, dlatego go do Ciebie przywiozłem. Trochę się spieszę na trening, a właściwie to jestem już spóźniony- i aby dodać mocy swoim słowom spojrzał na zegarek- i czy możemy już jechać? 
- Tak, tak. Antoś, Nikolay zawiezie Cię teraz do przedszkola, a później przywiezie do mnie tutaj.- dziewczyna trzymając w ramionach synka tłumaczyła mu całą sytuację. 
- Dobrze mami. Kocham Cię.- ostatni raz wtulił się w ramiona dziewczyny i złożył na jej policzku delikatny pocałunek. 
- Ja Ciebie też. Bądź grzeczny. 
Chłopiec zeskoczył z łóżka i podał swoją rączkę siatkarzowi. W progu drzwi ostatni raz obrócił się przez ramię i pomachał na do widzenia swojej matce.
Wyszli ze szpitala i wsiedli do samochodu. Podjechali pod przedszkole Antka. Wysiedli z samochodu, i weszli do budynku. Antek podbiegł do swojej półki, gdzie były jego kapcie na zmianę. Niko podszedł do niego i pomógł mu się rozebrać i zmienić buty. Kiedy chłopiec był przebrany i gotowy do pójścia na swoją salę, podeszła do nich jedna z pań opiekunek.
- Dzień dobry. Kim pan jest, że przyprowadza Antoniego do przedszkola?- zapytała go, a on zdezorientowanym wzrokiem popatrzył na Antka.
-To prawie mój tata.- odpowiedział pewny siebie chłopiec.
- A pan nie umie mówić?- zapytała kobieta i podniosła brew do góry.
- Nic nie rozumiem. Nie znam jeszcze dobrze polskiego- wyjaśnił jej po angielsku. 
Kobieta ponowiła swoje pytanie, tym razem po angielsku.
-Kim pan jest dla chłopca?
- Przyjacielem rodziny. Jego matka leży w szpitalu i się nim obecnie zajmuję.- pokrótce wyjaśnił mężczyzna. 
- Czyli teraz pan będzie przyprowadzał i odbierał chłopca?
- Tak. 
- A ma pan jakieś zezwolenie piśmienne od pani Julii?
- Że co?- ze zdziwienia chłopakowi o mało co nie wypadły oczy. Szybko chwycił swój telefon i chciał zadzwonić do dziewczyny, lecz się zorientował, że nie ma do niej numeru. 
- Takie  mamy procedury. Nie jest pan ojcem chłopca, widzę pana po raz pierwszy na oczy. Przepisy mi na to nie pozwalają. 
- Ja pieprze… Za chwilę tu wrócimy. 
Ubrał chłopcu kurtkę, zabrał na ręce i wsadził do samochodu. Pojechał z powrotem do szpitala, aby załatwić od Julii zgodę.
Gdy weszli do budynku, nie znaleźli Juli w Sali, gdzie była jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Chodził i pytał każdej napotkanej pielęgniarki o dziewczynę, ale każda bezradnie rozkładała ręce. 
Usiedli z chłopcem na jednej z ławek i zastanawiali się co dalej. Niko wyciągnął swój telefon z kieszeni i zobaczył 3 połączenia nieodebrane od trenera. Świetnie!- pomyślał.- jeszcze mi tego brakuje. Cudowny dzień!- cały kipiał ze złości. 
-Co robimy?- zapytał malec.
-Nie wiem. 
- Chodź, poszukamy mami, ona będzie wiedzieć co robić.
Chłopiec zszedł z ławki i pociągnął za rękę Niko. Poszli jeszcze raz do recepcji. 
- Przepraszam, gdzie znajdę Julię Murek.- zapytał Niko kobietę, ubraną w biły fartuch, i blond włosami związanymi w kucyk.
- Już sprawdzam.- pokilkała coś w komputerze, zmarszczyła nos- jest w sali 156. Ale obecnie ma badania. 
-Dziękuję. 
Po kilkunastu minutach panowie znaleźli Julię, która była wieziona z powrotem do swojego szpitalnego łóżka.
Weszli za pielęgniarką do pomieszczenia. Dziewczyna położyła się na łóżku, a pielęgniarka podpięła jej kroplówkę. 
- Cześć, co tu robicie?- zapytała zaskoczona Julia na widok Nikolaya i Antka.
- Przyjechaliśmy po zaświadczenie, że mogę przyprowadzać i odbierać Twojego syna z przedszkola. 
- Wybacz, wyleciało mi to z głowy. 
- Ehhh. No nie ważne. Napisz mi to, i się zmywamy. 
- A masz kartkę i długopis? 
- Kurde no, nie! 
- Nie przeklinaj przy dziecku!- upomniała chłopaka dziewczyna. 
- Idę załatwić. 
Nikolay pobiegł do recepcji, po kartkę i długopis. Kobieta była na tyle miła, że mu pożyczyła. 
Wpadł z powrotem do Sali Julii. Zastał niemalże sielankowy obraz. Chłopiec siedział na kolanach matki i grali razem w łapki.
- Proszę, pisz szybko, i naprawdę musimy lecieć. 
- Spokojnie.- dziewczyna zabrała od Nikolaya kartkę i niespiesznie zaczęła pisać zgodę. Niecierpliwy Niko przeskakiwał z jednej nogi na drugą. Po chwili dziewczyna oddała mu gotową zgodę. On niemalże wyrwał jej kartkę z rąk. Przełożył Antka przez ramię i biegł z nim przez cały szpital. Oddał recepcjonistce długopis. Włożył Antka do samochodu, i pojechali  jeszcze raz do przedszkola. 
Wpadł jak burza do budynku. Dał kobiecie zgodę do rąk i już Antek miał iść na swoje zajęcia, gdy usłyszeli.
- Przepraszam Was, ale o tej porze już nie przyjmujemy dzieci. 
- Co? Ale dlaczego? 
- Takie procedury. Niestety, ale przepisów nie da się przeskoczyć. Trzeba się do ich po prostu dostosować. I kto jak kto, ale pan jako siatkarz powinien to wiedzieć. 
- A w drodze wyjaśnienia. Czy jutro będę mógł chłopca przyprowadzić? 
- Tak, ale proszę to zrobić przed 9 rano. 
- Do widzenia.- powiedział sucho Nikolay, a cały w środku się gotował. Myślał, że jedną sprawę ma już z głowy, ale tak nie było. 
- Do widzenia, proszę pana. 
Przebrał chłopcu buty, założył kurtkę i wyszli z budynku. Wsiedli do samochodu i pojechali na Podpromie.
Zaparkował koło hali, wyciągnął torbę z bagażnika, zabrał chłopca i poszli na spotkanie z nieuniknionym gniewem trenera Kowala.    
--------------
Witam wszystkich ! 
Początek taki se, ale reszta chyba całkiem ok :) 
Kto czyta ten komentuje! :p
Nowy rozdział w sobotę 25.04 
Zapraszam na moja stronę na fb: 

Marcyśka 

środa, 15 kwietnia 2015

LIEBSTER AWARD

Dziękuję za nominację od SKRzAcik!  TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM! Przez co jest mi niezmiernie miło! 

Nominacja do Liebster Aword jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. 


Pytania do mnie:
1. Który siatkarz jest Twoim autorytetem?
Trudno mi powiedzieć, ale każdy nim jest na swój sposób.
2. Jakiemu klubowi kibicujesz?
PGE Skra Bełchatów
3. Twój pierwszy mecz ( gdzie był, kto grał, kiedy to było)?
Mój pierwszy mecz na którym byłam rozgrywany był pomiędzy Zaksą a Skrą w Kędzierzynie, listopad 2013 roku.
4. Kogo najbardziej brakuje Ci w Polskiej Kadrze 2015?
Tak zwanych Dinozaurów :)
5. Ulubiony komentator z Polsatu?
Duet Drzyzga & Swędrowski.
6. Jaki mecz zapamiętasz na zawsze?
Pamiętam najświeższy finałowy mecz mistrzostw świata, ale także mecz z USA w LŚ i wiele innych i tych dobrych i tych mniej.
7. Czy udało Ci się zebrać jakieś autografy siatkarzy? Jeśli tak to kogo?
Autografów nie posiadam. Mam natomiast zdjęcie z Anrzejem Wroną, Karolem Kłosem, Nikolayem Penchevem, Łukaszem Perłowskim, Jochen Schops i Michałem Żurek.
8.Co skłoniło Cię do napisania bloga?
Historia jest długa... :) Od podstawówki w zasadzie coś tam zawsze pisałam. I przede wszystkim uwielbiam czytać książki. Pewnego nudnego wieczoru wpisałam w google; "Jakie siatkarskie opowiadania polecacie?" no i tak zaczęłam czytać, chociaż większość to były skonczone opowiadania. I kolejnego nudnego wieczoru pomyślałam sobie tak; może i ja coś spróbuję napisać? I tak leeżąc w łóżku powstawały kolejne zdania, i rozdziały. Ot, cała historia. :)
9. Masz jakąś klubową koszulkę? Jak tak, to kogo?
Niestety nie posiadam :(
10. Twoja drużyna marzeń w ulubionym klubie? (podaj skład)
Uriarte, Żygadło, Wlazły, Bartman, Conte, Winiarski, Kurek, Wodarcyzk, Kłos, Wrona, Nowakowski,  Ignaczak, Zatorski,
11. Jakie jest Twoje najskrytsze marzenie?
Jak powiem, to się nie spełni :P
12. Podaj swoje ulubione blogi (min. 6)
Wszystkie te, które czytam= komentuje :)

Blogi nominowane przez mnie:


Moje pytania: 
  1. Wolisz sezon klubowy, czy reprezentacyjny?
  2. Masz jakieś siatkarskie plany, marzenia?
  3. Jakie 3 rzeczy wziełabyś na bezludną wyspę?
  4. Czy w Twoim mieście jest jakiś siatkarski klub?
  5. Jakie inne sporty poza siatkówką Cię interesują?
  6. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
  7. Posiadasz jakieś sportowe sukcesy?
  8. Jaki jest Twój ulubiony kolor?
  9. Masz jakieś siatkarskie gadżety? Jeśli tak, to jakie?
  10. Skąd tytuł bloga?
  11. Jak radzisz sobie z brakiem weny? 
Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję, że chce Wam się wejść na bloga i czytać moje wypociny! Do zobaczenia w piątek wieczór lub w sobotę w moje rano! :D

Marcyśka

sobota, 11 kwietnia 2015

3

Wstałam jak zwykle o 7:30, lecz nie czułam się tego dnia za dobrze. Przy wstawaniu z łóżka zakręciło mi się w głowie, lecz zignorowałam tą dolegliwość. Usiadłam tylko z powrotem na łóżku, i czekałam, aż to uczucie minie. Po kilku minutach mi przeszło, więc wstałam i poszłam do kuchni. Wykonałam tam wszystkie poranne rutynowe czynności. Ubrałam się w jeansy i w białą bokserkę a na to zarzuciłam kremowy sweterek. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Następnie obudziłam swojego syna. On lekko się ociągając wstał z łóżka. 
- Mami, kocham Cię! - powiedział to gdy go ubierałam.
- Też Cię kocham.- pocałowałam chłopca w głowę.
- Pobawimy się w kolory?- spytał, i popatrzył na mnie z nadzieją w oczach. 
- Jasne. To co jest niebieskie? 
- Ściany, Tomek, pościel, piłka do siatkówki! 
- Dobrze. A co jest czerwone? 
- Yyyy... Pomidor... Nie wiem co jeszcze...
- Na przykład serduszko, jak się wywrócisz, i zetrzesz sobie skórę na rączce, czy kolanku to płynie w tedy czerwona krew. 
- Ok. A teraz ja ciebie pytam! Pomarańczowy! 
- To tak, marchewka, mandarynka, pomarańcza....
- Zielony! 
- Trawa, liście, samochody mogą być pomalowane na zielono, smoki.
- A moje skarpetki?
- Tak, też są zielone.- dzieci są zadziwiająco spostrzegawcze. 
Przez czas trwania tej zabawy zdążyłam ubrać Antka. Wstając po raz kolejny poczułam, że kręci mi się w głowie. Po kilku sekundach to uczucie mnie opuściło. 
- Chodź idziemy jeść śniadanie. 
Poszliśmy do kuchni, gdzie czekały na nas kanapki z pomidorem, które wcześniej przygotowałam.
W miarę sprawnie poszło nam zjedzenie ich. 
- Idź do łazienki, ja za raz do Ciebie przyjdę.- powiedziałam do Antka, zebrałam brudne naczynia i włożyłam je do zlewu. 
Kiedy weszłam do łazienki Antek walczył z kranem, próbując odkręcić kurki. Na szczęście były tak mocno zakręcone, że nie był w stanie ich odkręcić za co w duchu dziękowałam. 
- Antoni, wiesz, że nie wolno Ci samemu odkręcać wody, to dlaczeg to robisz? - spytałam go w miarę groźnym tonem, choć nie miałam serca krzyczeć na własne dziecko, które chciało być duże, a tak mało jeszcze rozumiało. 
- Bo chciałem sam. Przepraszam mamo! - powiedział to udając dorosłego. 
- Nic się nie stało, ale pamiętaj, że ci nie wolno. 
- Dobrze. 
Sięgnęłam po nasze szczoteczki do zębów. Antkowi podałam jego, i nałożyłam mu trochę pasty. Na swojej zrobiłam dokładnie to samo. Kiedy chciałam zakręcić tubkę pasty z ręki wypadła mi zakrętka. Schyliłam się po nią. Zakręciło mi się w głowie, a przed moimi oczami zrobiło się momentalnie ciemno. Bezwładnie upadłam na ziemię.


Pakował swoją torbę na trening, kiedy usłyszał pukanie do drzwi, bardzo natarczywe acz delikatne. Ociągając się trochę poszedł w końcu sprawdzić kogo do niego niesie o tak wczesnej porze. To, kogo ujrzał niemalże  zwaliło go z nóg. 
Przede nim stał syn, jego sąsiadki z naprzeciwka, był cały roztrzęsiony. 
- Moja mami!- powiedział tylko i wyciągnął rękę po dłoń, która mu Niko podał. 
- Co się stało?- spytał go po angielsku, ale uzmysłowił sobie, że chłopiec nie wiele może zrozumieć. 
On tylko zaczął ciagnąć za rękę, więc szedł za nim. Zaprowadził  do łazienki. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku, jednak po chwili zauważył leżące bezwładnie ciało dziewczyny. Szybko podszedł do niej i sprawdził czy oddycha. Na szczęście tak było. Sprawnie ułożył ją na boku, miała tylko rozcięta głowę, z której sączyła się krew. Sięgnął po telefon i zadzwonił po karetkę. Bez problemu dogadał się z dyspozytorem, który na szczęście zrozumiał  łamany medyczny angielski chłopaka. Zabrał ręcznik i przyłożył go do rany dziewczyny tamując krew. W życiu tak mu się nie dłużyło, jak w tamtym dniu czekanie na karetkę. Na szczęście po 10 minutach zjawili się na miejscu. Sprawnie opatrzyli ranę dziewczyny, położyli ją na noszach i zabrali. 
- Gdzie ją zabieracie?- spytał sanitariusza.
- Do wojewódzkiego. 
Przypomniał sobie, o Antku, który chyba chciał jechać ze swoją mamą. 
- Ty kolego nie jedziesz z nami. Zostań ze swoim tatą. - powiedział to jeden z sanitariuszy.
- Nie! Mami! - malec krzyczał. Szybko wziął go w swoje ramiona i mocno przytulił Niko. Kompletnie nie wiedział co ma z nim zrobic. Żaden ośrodek nie wchodzi w grę. Nie wiedział też nic o żadnej rodzinie dziewczyny. Może to głupie ale postanowił zabrać chłopca ze sobą na trening, a później z nim jechać do szpitala. 
- Chodź.- ubrał go w kurtkę, zamknął drzwi mieszkania sąsiadki, poszedł po swoją torbę. 
Wpakował malca do samochodu i pojechali na Podpromie. 
Na wstępie przywitały ich gwizdy chłopaków, że niby Antek to jego syn. 
- Weźcie się zamknijcie! - krzyknął na kolegów. Denerwowało go, to ich dziecinne zachowanie.
Panowie szybko umilkli, co było mu  bardzo na rękę. Po chwili zjawił się Krzysiek. 
- Stary, nie chwaliłeś się że masz dziecko!- Od razu przywitał go tym swoim głupkowatym uśmiechem. Miał ochotę mu przywalić, ale się powstrzymał. 
- Wal się. To Antek, syn mojej sąsiadki...- opowiedział mu całą historię z dzisiejszego ranka. - no i bardzo nie wiem, co mam robić. 
- Hej mały. Jestem Krzysiek. - zagadał do chłopca jego kumpel. Miał tyle łatwiej, że sam ma dwójkę dzieci i przede wszystkim umie polski. 
- Wiem, Igła. - skąd on go zna myślał Alek. 
- A skąd wiesz?- spytał go równie zdziwiony Krzysiek .
- Bo z mami oglądamy was w telewizji. - wyjaśnił malec. 
- To dobrze. Chodź, teraz pójdziesz z nami na hale, my będziemy mieć trening, a po nim Niko zawiezie cię do mamy. Umowa stoi? - negocjował z Antkiem Igła.
- Yhym. Ale co z moją mamą? - spytał, i miał łzy w oczach. To łamało serce resoviackim gigantom. 
- Pan doktor ją bada. A gdzie jest twój tata, albo babcia? - wypytywał dalej Krzysiek.
- Nie mam. - powiedział to smutny i zawiedziony. Niko chciał  się tego wszystkiego dowiedzieć, ale 3 latek pewnie sam niewiele wiedział.... 
- To my cię na hale zaprowadzimy i zaraz do ciebie przyjdziemy. - powiedział do niego Krzychu. 
Tak też zrobili. Gdy weszli z chłopakami na hale, mały bawił się piłką. Próbował ją odbijać, ale mimo tego że mu to nie wychodziło uparcie walczył dalej. 
- Panowie, co ja wam mówiłem na temat dzieci? Kogo to jest chłopak? Trening to nie przedszkole!- krzyczał trener Kowal. Wszyscy zaciekawieni patrzyli w stronę Igły i Pencheva. Tylko oni znali prawdę, a drużyna i trener jej oczekiwali. 
- Nikolay mnie tu przywiózł.- powiedział chłopiec. Wszystkie głowy ciekawie spoglądały to na chłopca to na Pencheva. 
- Trenerze, to wyjątkowa sytuacja. On jest moim sąsiadem, a jego matkę zabrali do szpitala, nie wiedziałem co mam robić to go tu przywiozłem. - pospiesznie wytłumaczył Niko. 
- Dobra. Powiedzmy, że ci wierzę. A jak ma chłopiec na imię?
- Antek jestem.- niespodziewanie chłopiec podszedł do trenera i wyciągnął w jego kierunku rękę. 
- Andrzej.- odpowiedział mężczyzna.- a teraz idź na trybuny. 
Jak chłopcu kazano, tak też zrobił. Przez dwie godziny oglądał zmagania rosłych facetów, którzy po przez siatkę próbowali udowodnić swoją wielkość. Chłopcu bardzo się to podobało, dlatego bacznie obserwował ich zmagania. 
Resoviacy odbyli tradycyjny trening, trochę rozciagania, trochę serwowania, ścinania, przyjmowania. 
Po treningu na chwile jeszcze na hali został Niko z Fabianem, by dopracować i opracować sposób ataku Niko z drugiej lini. Coś, gdzieś im zaczęło wychodzić, więc postanowili zakończyć trening. 
- Powiesz Antkowi, żeby czekał na mnie przed szatnią? - poprosił swojego kolegę Niko. 
- Jasne. 
- Antek! Chodź! - zawołał chłopca, a ten przybiegł do nich. - Niko się przebierze, a ty poczekasz na niego przed szatnią, zgoda? 
- Tak.
We trójkę odmaszerowali we wspomniane miejsce.  Chłopiec usiadł na ławce przed szatnią. Niko uwijał się jak mógł, ale co poradzi, na to, że prysznic to najprzyjemniejsza część treningu? Po chwili swego gramolenia przypomniał sobie, o czekającym dziecku na korytarzu. Włączył wyższy bieg, ale przez to z rąk wypadały mu albo skarpetki, albo nakolanniki, które usiłował spakować do torby. W końcu wygrał tą walkę. Wyszedł na korytarz. 
- Chodźmy!- powiedział do Antka, podał mu swoją wielką dłoń. Chłopiec zeskoczył z ławki i podał swoją malutką rączkę siatkarzowi. 
Droga do szpitala minęła w milczeniu. No bo jak mieli ze sobą rozmawiać? 
Zaparkował samochód na parkingu szpitala. Wysadził chłopca z auta i razem udali się w kierunku budynku. 
W recepcji Niko uzyskał informację, że dziewczyna znajduje się na Sor, ale więcej informacji ma lekarz. 
Poszli w kierunku wskazanym przez recepcjonistkę. Z sali wyszedł jakiś lekarz, którego od razu swoimi pytaniami zaatakował Niko. 
- Przepraszam, gdzie znajdę Julię Murek? 
- A kim pan jest? 
- Jej chłopakiem.- odpowiedział, zdając sobie sprawę, że to jedyna opcja, aby się czegokolwiek dowiedzieć. 
- Prosze za mną.- powiedział lekarz. 
- Ja chce do mami!- wyrwał się malec i patrzył wyczekująco na lekarza. Ten jakby głuchy na prośby dziecka zignorował wołanie i poszedł przodem, prowadząc przybyłych do swojego gabinetu. 
Pomieszczenie, to typowy gabinet szpitalny. Biurko, wygodne fotele, kanapa, półki z grubymi tomami książek lekarskich, szafa. Ściany w kolorze kremowym. I nawet w tym pomieszczeniu było czuć zapach szpitala. 
- Prosze spocząć.- powiedział lekarz, kierując się na drugą stronę biórka. 
Niko spełnił prośbę lekarza. Usiadł na fotelu, i wziął chłopca do siebie na kolana. Dziecko wtuliło się w niego, jakby faktycznie był jego ojcem, a nie poznanym kilka dni wcześniej sąsiadem.
- Tak więc, wykonaliśmy jak narazie podstawowe badania, badanie krwi wykazało anemię. Będziemy dalej badać pana dziewczynę, czy przypadkiem nie ma jakiś większych uszkodzeń organizmu wywołanych anemią. 
- Uff...- tylko tyle był w stanie wydusić z siebie siatkarz. Poczuł ogromną ulgę, jakaś tona ciężaru spadła z jego serca. - A jak bedzie przebiegać leczenie? 
- Wszystko wykażą najbliższe dni. Pana dziewczyna zostanie u nas na kilka dni. Wykonamy wszystkie badania i w tedy ustalimy co dalej. 
- Dobrze. A możemy się z Julią zobaczyć? 
- Tak. Zaprowadzę państwa. 
Lekarz spełnił prośbę siatkarza i jego nowo przybranego syna. Po chwili już byli na sali. Chłopiec widząc matkę, ruszył do niej biegiem. Tak bardzo cieszył się na to spotaknie. 
- Mami! Mami!- słysząc syna, widząc to jak do niej biegnie, dziewczyna poczuła ogromną ulgę. Chłopiec był cały i zdrowy. To najważniejsze. 
- No chodź do mnie. - chłopiec wdrapał się na łóżko, i przytulił się do matki. 
Leżeli tak kilka minut ciesząc się swoją bliskością. 
- Antek był cały czas z Tobą? - spytała Niko Julia. 
- Tak. Po tym jak zabrała Cię karetka, zabrałem chłopca na trening, po czym tutaj przyjechaliśmy. 
- Dziękuje, że się nim zająłeś. 
- Nie ma problemu. To za ten cukier. 
- Za cukier były kwiaty. 
- Kwiaty były za windę. 
- W każdym razie bardzo Ci dziękuje. 
- Nie ma problemu. Jak coś potrzebujesz to powiedz. Od lekarza wiem, że będziesz tu kilka dni, wiec jak chcesz to mogę pilnować Antka. 
- Co?! Ale jakim prawem?! Człowieku, co ty sobie w ogóle myślisz? 
- No myślę, pomóc sąsiadce. Ale jak wolisz oddać dziecko do jakieś państwowej opieki, to już jest twój wybór. 
- Mami, ja chce z Niko! 
- Co z Niko, synku? 
- Być w domu, jak cię nie ma w domu. On jest fajny. Lubię go! I wiesz co, dziś  Andrzeja poznałem i Igłę! I całą drużynę, ale mi cześć nie powiedzieli, tylko się uśmiechali....
- No dobrze, jak chcesz z Niko, to proszę,  ale jeśli coś się stanie mojemu dziecku, to gorzko tego pożałujesz! 
- Ok. - zgodził się na te propozycje siatkarz. 
Do pory obiadowej był z Antkiem w szpitalu, później zabrał go na miasto na obiad. Popołudnie chłopiec spędził w szpitalu z matką, co się personelu szpitala nie podobało. Na szczęście, po swoim treningu Niko odebrał Antka ze szpitala i razem pojechali do domu.

------------------
Taka 3, bo przecieź nudno było! :D 
Czytasz=komentujesz=motywujesz!! 
Ile jeszcze rozdziałów w 3 osobie będzie to nie mam pojęcia. 
Zapraszam na fb: 
Nowy rozdział w sobotę 18.04 :) 

Marcyśka  

piątek, 3 kwietnia 2015

2

O 7:30 zadzwonił budzik, wyłączyłam go i wstałam z łóżka. Poszłam do kuchni i postawiłam wodę na herbatę. Do mojej głowy napłynęła myśl obrazująca sen. W wielkim domu ja, Antek, jakieś dziecko i Nikolay, siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję. Piękny sen acz nieprawdopodobny. Uśmiechnęłam się na wspomnienie ramienia chłopaka, które przytulało mnie do siebie. Szybko odgoniłam te myśli od siebie. Poszłam do szafy po ubrania dla siebie. Ubrałam ciemne jeansy i białą koszulę, na którą zarzuciłam marynarkę. Ułożyłam włosy, zrobiłam sobie delikatny makijaż. Wróciłam do kuchni, i zaczęłam robić śniadanie dla syna. Ugotowałam mu parówki, posmarowałam kanapkę masłem, i zaparzyłam mu herbatę. Sama zjadłam szybko kromkę z szynką. Poszłam obudzić chłopca. 
- Kochanie wstawaj... - delikatnie go poruszałam. Chłopiec od razu otworzył oczy. 
- Mami! 
- Cześć synku!- pocałowałam chłopca w policzek.- Wsatwaj, bo trzeba iść do przedszkolka.
- Dobrze. 
Chłopiec po woli wstawał z łóżka. Ja w tym czasie podeszłam do jego szafy z ubraniami szykując go.
- Co chcesz dziś ubrać? 
- Tomka! - tak, mały miał bzika na punkcie tej bajki. Bardzo lubił nosić ubrania z motywem tego bohatera. 
- A może coś innego? Masz ładną podkoszulkę z Bobem. 
- Może być. Ale bluzkę chce z Tomkiem. 
- Dobrze. Idź do łazienki, ja za chwilkę do Ciebie przyjdę. 
- Dobrze. 
Chłopiec wstał z łóżka i pobiegł w proszoną stronę. Stałam jeszcze kilka chwil dobierając ubrania kolorystycznie. Zabrałam je i poszłam do Antka. 
- Zrobiłeś już siku?- wchodząc do łazienki spytałam go.
- Tak. 
- To chodź, ubierzemy cię. 
Ubieranie Antka nigdy nie należało do łatwych zadań, ponieważ zawsze w tedy interesowało go wszystko wokół niego. Dziś o dziwo w miarę sprawnie nam to szło. Po 10 minutach był ubrany. 
- Siadaj. I jemy śniadanie. 
- Sam! 
- Tylko bardzo nie nabrudź.
Tak, wszystko musiał sam robić, i zawsze całe jedzenie leżało wokół stołu. Aby przyspieszyć tą czynność zabrałam mu widelec i go karmiłam. 
- Chodź idziemy umyć ząbki. 
- Dobrze. 
To była poranna rutyna, zawsze wspólnie myślimy zęby. 
Po skończonej czynności poszliśmy ubrać kurtki i wyszliśmy z domu. 
Chłopiec pobiegł zawołać windę, w miedzy czasie zamykałam drzwi od mieszkania. 
Gdy weszłam do windy zobaczyłam, że sąsiad zamyka swoje mieszkanie. Przytrzymałam windę i zaczekaliśmy na chłopaka. 
- Dziękuje i dzień dobry. - powiedział gdy wszedł do pomieszczenia. Uśniechnął się do nas promiennie, aż mi serce przyspieszyło. Odwzajemniłam nieśmiałym uśmiechem, a mimo to na moje policzki wystąpiła czerwień.  
- Dzień dobry- odpowiedzieliśmy rownocześnie z Antkiem. 
- Co wy robicie o tak wczesnej porze?- spytał Nikolay. 
- No obowiązki wzywają, mały do przedszkola, ja do pracy. 
- A no tak. Ja biegnę na trening.- spojrzał na zegarek i stwierdził- chyba znów się spóźnię...
- Rozumiem, że łóżko tak mocno przyciąga. 
- Zdecydowanie. Cześć- zdąrzył odpowiedzieć i gdy winda się otworzyła wybiegł. 
- Cześć- odpowiedziałam raczej do siebie. 
Zaprowadziłam syna do przedszkola i sama udałam się do swojej pracy. Nie była to moja wymarzona praca, ale jak ma się dziecko, to człowiek nie myśli o sobie, a o skarbie, które trzeba nakarmić. 
Weszłam do kawiarni. Moja szefowa rozkładała krzesła. 
- Cześć Aniu! - przywitałam się z dziewczyną. 
- O cześć! Słuchaj do 12 będziesz sama, bo mam sprawy na mieście do załatwienia. 
- Wporządku. 
Poszłam na zaplecze się rozebrać. Założyłam fartuch, umyłam ręce i byłam gotowa do parzenia kawy i darzenia uśmiechem wszystkich nawet najbardziej wybrednych klientów. O 9 otworzyłam lokal. Za oknem wiał dość silny wiatr i było jak na razie chłodno, co z doświadczenia wiem, że dziś za dużego ruchu nie powinno być. 
Czas dłużył mi się niesamowicie. Co chwila spoglądałam na zegarek, jakbym się kogoś spodziewała, a ten ktoś się nie zjawiał. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło, gdy do knajpki wpadło kilku resoviakow, a wsród nich mój nowy sąsiad.
- Dzień dobry. Prosze, o to menu.- podeszłam do stolika chłopaków, którzy zdążyli się wygodnie rozsiąść.  
- Dziękujemy.- odpowiedział jeden z chłopaków.
Odeszłam za ladę. Przez moment wpatrywałam się w Nikolaya. Był przystojny... Moją uwagę odwrócił inny klijent, który przyszedł się kłócić o to, że dostał taką kawę, a nie inną. Sprawdziłam jego zamiwienie. Wszystko się zgadzało. 
- Na prawdę, dostał pan taką kawę, jaką pan zamawiał. Proszę się nie kłócić.
- Ja się nie kłócę. Ja panią informuje, że ta kawa to nie ta, którą zamawiałem. 
- Dobrze. W czym jeszcze mogę panu pomóc? 
- W niczym. 
Odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego stolika.  Zabrałam notes i poszłam do stolika resoviaków.
- Mogę przyjąć zamówienie? - moje pytanie przerwało ich jakąś dyskusję, ponieważ wszyscy zamilkli. 
- No tak. Jak to miało być?- pytał Rafał swoich kolegów. Po kolei każdy z nich zaczął wymieniać swoje zamówienie. 
- Dziękuje. Odwróciłam się i poszłam parzyć poszczególne kawy. 
Robiłam te kawy i końca nie było widać. W końcu po kolei zaczęłam je zanosić do stolika chłopaków. Moje serce zakuło boleśnie na widok braku Nikolaya?... No trudno... 
- Nie ma jednego z waszych kolegów, on się pojawi, czy wyszedł bezpowrotnie? - spytałam ich. 
- Yyy, za chwile wróci. Prosze podać kawę, najwyżej gamoń bedzie pił zimną.- powiedział Rafał. 
- Dobrze.- zgodziłam sie z chłopakiem, bo co miałam zrobić? 
Wróciłam za ladę i cierpliwie wyczekiwałam kolejnych klijentów. Brudne naczynia regularnie wkładałam do zmywarki wszystkie talerze były czyste.. No po prostu nie miałam co robić.. A tego nie lubię.. No i tak sobie stałam i patrzyłam na przechodniów, każdy pędzi w swoją stronę. Wiatr rozrzucał pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni. Po kilku minutach do lokalu wszedł Penchev z bukietem czerwonych róż. Zdziwiło mnie to trochę, ale cóż nie wnikam w szczegóły. Jakie było moje zdziwienie, gdy chłopak podszedł z nimi w kierunku baru. 
- Proszę, to dla Ciebie. - moja szczeka opadła do ziemi i przebiła na drugą stronę półkuli ze zdziwienia. 
- Dziękuje. Ale dlaczego?- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Chłopak stał i uśmiechał sie, a jego oczy hipnotyzowały mnie. 
- Tak bez okazji. Albo... Za najsłodszy cukier na świecie, za najlepszą kawę na świecie i za... O wiem! Za trzymanie windy dla mnie!- powiedział. No cóż.. Miał najpiękniejsze oczy! W nich widziałam radość, a w tęczówkach topiłam się.
Po chwili oderwałam spojrzenie od jego oczu i byłam w stanie wydusić z siebie tylko głupie: 
- Dziękuje.- po chwili namysłu dodałam-  A kawy nie piłeś, to nie wiesz, czy jest najlepsza na świecie.
- Ale chłopakom smakowała, więc mi na pewno też będzie. - powiedział pewny siebie. 
- Skoro tak uważasz. - powąchałam kwiaty- pięknie pachną. 
- Cieszę sie, że się podobają. 
- Dziękuję.- powiedziałam jeszcze raz. 
Chłopak odwrócił się i poszedł do swoich kolegów. Znalazłam wolny wazon i nalałam do niego wody, po czym włożyłam do niego kwiaty. Ehh... Ten dzień jest dziwny... Pomyślałam. 
Spojrzałam na zegarek była 12:30. Chłopaki chwilę później wyszli z kawiarenki. Gdy Nikolay opuszczał pomieszczenie smutno mi się na sercu zrobiło. Wychodził pierwszy, ale stał i trzymał drzwi pozostałym, przez co gdy na niego patrzyłam nasze spojrzenia się spotkały a moje serce mocniej zabiło. Chłopak po raz ostatni posłał mi ten najpiękniejszy uśmiech na świecie. Zamknął drzwi i ruszył za grupką chłopaków. 
W godzinach popołudniowych było bardzo tłoczno. Z zamówieniami uwijałam się jak najszybciej mogłam, a i tak za wolno. Właśnie w tedy przydają się ręce do pomocy, ale nikt nie pracowałby tylko przez max 4 h dziennie. 
Po 16 kawiarenka powoli pustoszała, by znów po 18 nazbierać tłumy kofeinoholikow. 
Na szczęście moja zmiana kończyła się o 17. Poszłam na zaplecze się przebrać. Ubrałam płacz, zabrałam torebkę i zabrałam kwiaty. 
- To Twoje są te kwiaty? - spytała mnie Ania. 
- Tak. A co? 
- A bo tak myślę, że ładnie się komponują z resztą otoczenia kawiarnii i zastanawiam się, by nie kupować świeżych. 
- Ja jestem za. Ale to już Twoja decyzja. Ja mykam. Do jutra! 
- Pa.
Wyszłam z budynku i od razu silny zimny wiatr rozwiał moje włosy i miotał moją twarz. Zapięłam się szczelniej i ruszyłam po syna do przedszkola. Dotarłam po niego w 15 minut. 
Kobieta, która wołała dzieci jak zwykle się na mnie krzywo patrzyła, ale olałam to. 
-Mami! Mami! 
- Cześć synku!- pocałowałam chłopca na powitanie 
- Zobacz co narysowałem! - wyciągnął przed siebie kartkę i pokazał mi rysunek. Przedstawiał on trzy osoby. Miałam problem z interpretacją tego arcydzieła. 
- A kogo narysowałeś? 
- Ja, ty, i Nikolay! - zaczął wyliczać i pokazywać na rysunku gdzie kto jest. 
- Ok.- taki był tylko mój początkowy  komentarz. Po chwili się zrehabilitowałam i powiedziałam- piękny rysunek kochanie.
- Dziękuje. 
- Chodź ubieramy się. 
Ubrałam chłopca i wyszliśmy z budynku. Po drodze do domu poszliśmy jeszcze na zakupy do sporzywczaka. 
Wracając przez park Antek pobawił się chwilę na placu zabaw. Niespodziewnie obok mnie usiadł siatkarz. 
- Cześć. - przywitał się. 
- Cześć. Mam wrażenie, że mnie śledzisz.- powiedziałam do chłopaka. 
- Ja? - zdziwił się- nie, to czysty przypadek.  
Mój syn zaczął go wołać do wspólnej zabawy. Ten jak natchniony poszedł i razem z nim budował coś z piasku. Mogłoby tak wyglądać moje życie, tylko że Paweł miał inne plany... Nie ma go i nie będzie! Pomyślałam. Z tą myślą wstałam i zaczęłam wołać Antka. Robiło się coraz chłodniej i nie chciałam, aby mały się przeziębił. Chłopcy wstali z piasku wyczepali się i przyszli w moim kierunku. 
- Mami daj rękę.- powiedział do mnie Antek. Oczywiście podałam mu swoją dłoń. 
Nie spodziewanie Antek chwycił za dłoń Nikolaya. Bardzo mnie to zdziwiło, ale pozostawiłam to bez komentarza. W milczeniu przeszliśmy drogę do domu. 
- Jescze raz dziękuję za kwiaty, i za to że bawiłeś się z moim synem..- powiedziałam, gdy byliśmy już na górze.
- Nie ma sprawy. To drobiazg, i tak ci jescze muszę oddać cukier.- powiedział. 
- Nie musisz. Dług wyrównany. 
- Nie , nie.. - powiedział i zawadiacko się uśmiechnął.- do zoabzczenia- powiedział i poszedł w kierunku swojego mieszkania. 
- Pa- powiedziałam już raczej do jego pleców.
W domu czekała mnie co wieczorna rutyna. Z tą małą różnicą, że w mej głowie był uśmiechnięty Nikolay. 

---------------------
Piszcie jak Wam się podoba 2 :) 
Czytasz= komentujesz= motywujesz! 
Życzę Wam wesołych świąt, smacznego jajka i śnieżnego Dingusa! ;D 
Kolejny rozdział w sobotę 11.03 :) 
Zapraszam na moją stronę na fb ;) 

Marcyśka