piątek, 27 marca 2015

1

Spóźniona biegłam do przeszkola odebrać mojego syna- Antka. Musiałam zostać dłużej w pracy, przez to malec zostanie odebrany jako ostatni. Niestety takie są uroki wychowywania dziecka bez wsparcia kogokolwiek. Bardzo często miałam problem, aby znaleść kogoś do opieki, gdy malec był chory, a ja nie mogłam wziąć wolnego w pracy. Pracowałam jako kelnerka w kawiarni "Love Caffè". Prowadziła ją moja koleżanka z czasów liceum. Bardzo mi pomogła dając tą pracę. 
Dotarłam do przedszkola. Weszłam do budynku, choć będąc na korytarzu od razu zaatakowala mnie jedna z opiekunek.
- Dzień dobry. To już kolejna taka sytuacja, gdzie pani odbiera dziecko o tak późnej porze. Jeśli sobie pani nie daje rady z wychowaniem chłopca, gotowa jestem poruszyć odpowiednie służby, by zainterweniowały w pańskiej sprawie. To oczywiście ze względu na dobro Antka.
- Gdyby pani chodziło o dobro Antka, nie wtrącałaby pani nosa w nie swoje sprawy.
- Proszę, się tak do mnie nie zwracać. 
- To proszę zawołać moje dziecko. 
Z wielkim oburzeniem odwróciła się i poszła po mojego synka. 
- Mami! Mami! 
- Cześć kochanie! Dasz buzi mami? 
- Tak!- chłopiec dał mi buziaka. Był 3 letnim brzdącem, z wielkimi czekoladowymi oczami. Gdy się uśmiechał w jego policzkach powstawały dołki. Zawsze był radosny. 
- Fajnie było dziś w przedszkolu? 
- Tak! A pójdziemy do parku?- spytał i zrobił tą swoją urocza minkę, po której zawsze było mu trudno odmówić.
- Jasne, że tak.
Ubrałam mu kurtkę, i czapkę. Był środek września. Było względnie ciepło. Wyszliśmy z budynku, i udaliśmy się w kierunku parku. 
- Mami, kocham Cię! 
- Ja też Cię kocham! - powiedziałam i uśmiechnęłam się do siebie. Od początku nie mieliśmy łatwo, ale mieliśmy siebie i to nam wystarczało. 
Gdy dotarliśmy do parku chłopiec pobiegł w kierunku swoich ulubionych zabawek. To wychodził do domku i zjeżdżał na zjeżdżalni, to bawił się pożyczonymi zabawkami innych dzieci. Ja siedziałam na ławce i cały czas go obserwowałam. Zawsze potrafił sam się sobą zająć. 
- Mami!- biegł w moja stronę.- pohuśtaj mnie! 
- Chodźmy. 
Wstałam z swojego miejsca i poszliśmy w kierunku huśtawek. 
- Huśtamy się razem, czy sam siadasz? 
- Razem! 
Usiadłam na huśtawce, wzięłam Antka na swoje kolana. Trzymałam jedna ręką chłopca, a drugą łańcuch huśtawki. 
- Lecimy wysoko jak samolot! - stwierdził.
- Tak kochanie! Do nieba wysoko, wysoko! 
- Bedziemy ptaki gonić na niebie! 
- Albo one nas. 
- I miniemy motylki na łące. 
- I pewnie żabki w stawie.
- I może tatusia zobaczę. Bo wiesz Mami, ja bym chciał poznać tatę. 
Jego wypowiedź rozbiła moje serce na tysiąc kawałków. Co ja mam mu powiedzieć? Na prawdę jest za mały, a kłamać nie potrafię. 
- Kiedyś na pewno go poznasz. 
- Obiecujesz? 
- Obiecuję. A może koniec zabawy na dziś? Pójdziemy zobaczyć kaczuszki, czy pływają w stawie? A później pójdziemy do domu?
- Tak! 
Zsiedliśmy z huśtawki i alejkami poszliśmy nad staw, który był z boku parku. Właściwie to było starorzecze rzeki, która płynęła kilka metrów dalej. 
- O, nie ma kaczuszek, gdzieś się schowały.- powiedział i zrobił smutną minę. 
- Chyba poszły spać. My też musimy wrócić do domku. 
- Tak. 
Zawrociliśmy, idąc ten park skracaliśmy drogę do domu. 
- Nogi mnie bolą. - pożalił się Antek. 
- Chodź na ręce.
Wzięłam chłopca i szliśmy dalej. Po 15 minutach staliśmy przed naszym blokiem. Podałam chłopcu klucze, żeby otworzył drzwi przykładając plastikowy klucz do czytnika. 
Weszliśmy do klatki, a chłopiec pobiegł do windy, naciskając przycisk, aby zjechała do nas. 
Czekaliśmy aż sąsiedzi wysiądą. Weszliśmy, kiedy Antek miał naciskać przycisk naszego piętra wpadł do nas wysoki chłopak z wielką torbą przewieszoną przez ramię. 
- Wy też na 5 piętro? - spytał po angielsku.
- Tak. 
- To witam nowych sąsiadów. 
-Good morning!- wtrącił Antek. 
- Hi.- powiedział do niego chłopak. - Jak się masz?- zapytał go, a chłopiec zdezorientowany popatrzył na mnie.
- Dobrze.- odpowiedziałam za niego. 
Dotarliśmy na nasze piętro, i gdy wysiedliśmy z windy, każde z nas udało się w kierunku swojego mieszkania. Kątem oka próbowałam mu się przyglądnąć. Przypominał mi kogoś, lecz nie byłam pewna, a nie chciałam go o nic pytać, żeby nie wyjsć na wścibską. 
- Antoś buty trzeba ściągnąć! - krzyknęłam za chłopcem, który gdy wszedł do mieszkania pobiegł w kierunku swojego pokoju. Zawrócił, i próbował walczyć z sznurowadłami.
- Mami, pomóż mi! 
Pomogłam mu rozwiązać sznurowadła. Ściągnęłam mu kurtkę i czapkę. Sama ściągnęłam odzież wierzchnia. 
- Chodź umyć ręce. 
Poszliśmy do łazienki. Wzięłam chłopca na ręce i umyliśmy wspólnie dłonie. 
- Zjesz zupę na kolacje? 
- Tak. A jaka to zupa? 
- Kalafiorowa. Twoja ulubiona. 
- Tak, poproszę mami. 
Chłopiec poszedł się bawić do swojego pokoju. Nalałam mu i sobie zupy na talerz. Wstawiłam to wszystko do mikrofali. Po chwili danie było ciepłe i gotowe do spożycia. 
- Antoś! Chodź jeść! 
Po chwili chłopiec przybiegł z autkiem w ręce. Posadziłam go na krześle. Zaczęłam go karmić, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. 
Wstałam od stołu, i poszłam sprawdzić kto to. Po drugiej stronie stał mój nowy sąsiad. 
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale cukier mi się skończył, i mógłbym pożyczyć się szklanki cukru?- wyciągnął w moja stronę puste naczynie.
- Oczywiście. - poszłam nasypać mu cukru do szklanki. A Antek korzystając z okazji poszedł do sąsiada i zaczął prowadzić z nim konwersację, której się z uwagą przysłuchiwałam.
- Hi. Im Antek.- powiedział mój syn. W przedszkolu miał lekcje z angielskiego, ale że tak dobrze zna ten język, to nie wiedzialam.
- Hi. Im Nikolay. 
No tak! To ten nowy Resoviak, który w tym sezonie ma wspomóc zespół w drodze na szczyt plus ligi. 
Chłopcy próbowali coś ze sobą rozmawiać, jednak słabo mi to szło. 
Pełne naczynie cukru oddałam w ręce siatkarza. 
- Dziękuję. Oddam Ci w najbliższym czasie.- zabrał naczynie z moich rąk, i przypadkiem musnął swoją dłonią o moją, a ja poczułam przyjemne dreszcze, które przy tym dotyku przebiegły między nami. 
- Nie musisz. To nic wielkiego.- spojrzałam mu w oczy, i utonęłam w nich, pochłonęła mnie płynna czekolada zamknięta w jego teńczówkach. 
- Ale będę miał przez to powód by z tobą się zobaczyć.- odpowiedział pewny siebie i łobuzersko się uśmiechnął.  
- Myślę, że i tak się będziemy widywać.- uśmiechnęłam się nieśmiało do chłopaka, nie mogąc dalej oderwać od jego oczu wzroku. 
- To ja już nie przeszkadzam. Miłego wieczoru. A i zapomniałbym, mam na imię Nikolay Penchev.- powiedział to, a ja poczułam dziwne ukłucie w sercu. Tak jakbyśmy się rozstawali na zawsze, a nie na jakiś bliżej nie określony czas. 
- Miło mi, Julia Murek. - podałam rękę chłopakowi, on ją chwycił i obrócił tak by mógł pocałować wierzch dłoni. Stałam i jedyne co mogłam to patrzeć i czuć.  Na to wszystko w moim sercu wystrzeliły fajerwerki szczęścia. Jego ciepłe usta na mojej dłoni, to coś czego nie da się opisać. Niesamowite doznanie. 
- Jeszcze raz dzięki. I do zobaczenia. - puścił oczko i poszedł do siebie. 
- Do zobaczenia.
Zamknęłam drzwi, i z synem wróciłam do przerwanej czynności. Po posiłku poszliśmy się pobawić. Kiedy chłopiec był zmęczony sam domagał się kąpieli. Umyłam go, ubrałam w piżamę. Na dobranoc poczytaliśmy bajkę. W bidonie dostał sok, i poszedł spać.
Miałam czas na wieczorne porządki. Mieliśmy tylko dwa pokoje, co bylo wystarczające dla nas. Mój pokój a zarazem salon, i mały pokój chłopca, gdzie miał swoje królestwo zabawek. Do tego kuchnia i łazienka. 
Umyłam naczynia, włączyłam pranie. Oddałam się filmowi, który akurat leciał w telewizji. Za dwa tygodnie rozpocznie się Plus Liga. Ten sezon, po raz pierwszy będę wraz z Antkiem śledzić z trybun hali na Podpromiu. Wcześniej mecze oglądaliśmy w telewizji. Poza bajkami, było to jedyne co przyciągało uwagę chłopca w telewizji.
Po 23 położyłam się spać. Śnił mi sie wielki dom, a w nim ja, Antek, jakieś dziecko i dziwne, ale Nikolay.
 Przecież to mie możliwe. Nikt nie był tak ważny dla mnie jak Paweł, nasza relacja była budowana latami, a tu w jednej chwili, kilka drobnych gestów ze strony Nikolaya, a moje serce warjuje, niebezpiecznie szaleje. 
----------------------
Oto jedynaczka dla Was! Mam nadzieję, że Wam się spodoba i, że nie jest tragiczna :) 
Rozdziały bedą dodawane co sobotę/ piątek ;) 
Zachęcam wszystkich do komentowania! 
I na moją stronę na fb: 
Ps. No to #goSkra czy #goSovia? ^^ 

Marcyśka 

niedziela, 22 marca 2015

Prolog

Każdy w pewnym momencie swojego życia marzy o rodzinie. O kochającej bliskiej osobie, o dzieciach. O tak zwanej stabilizacji życiowej. Moje marzenie, wiem na pewno zostanie zrealizowane, ale tylko w połowie... Wielkie ideały mojego życia, sprawiły że codzień będę tęsknić za nim, ale jednocześnie będę kochać matczyną miłością. Maleństwo, które powinno mieć matkę i ojca, bedzie wychowywane bez ojca. To jego decyzja, której w żaden sposób nie chce zmieniać. Nie to nie... 
Wysiadałam z autobusu, wracając z pracy. W torebce miałam dowód, który zmieni całe moje dotychczasowe życie. Przekreśli wszystko, ale jest wszystkim co mam.
Niepewnie weszłam do bloku. Wiedziałam jakie zdanie o dzieciach ma Paweł. Kategoryczne nie. Mimo wszystko musiałam mu powiedzieć. W drżących dłoniach trzymałam wyniki badań. Serce biło szybko z przerażenia. Jeszcze jedno piętro i raczej dotrę do piekła niż do nieba. 2 lata związku za kilka chwil przepadnie. Nie wierze w to, że chłopak zmieni zdanie.  Nie wierze w to, że jedno czarno-białe zdjecie zmieni jego poglądy o 180 stopni. 
Weszłam do naszego mieszkania. Chłopak jak zwykle grał na komputerze. Wokół niego były porozrzucane puszki po coli, brudne naczynia, których nigdy nie sprząta po sobie, brudne ubrania... To jego pokój, i ja nie mam prawa w nim nic zmieniać. 
- Hej, możemy porozmawiać?- spytałam cicho.
-Za chwile. 
- Nie za chwile, tylko teraz.- powiedziałam z naciskiem. 
Zatrzymał grę, wstał od komputera i wyminął mnie udając się do kuchni.
- No to o czym chcesz porozmawiać. 
- Jestem z tobą w ciąży.- powiedziałam szeptem, serce biło jak oszalałe. Zamknęłam oczy, bojąc sie dostać w twarz od niego.
- Co powiedziałaś?! 
- Że jestem w ciąży! - krzyknęłam pewniej prosto w jego twarz.
- Nie, żadnych dzieci! Albo to coś usuniesz, albo z nami koniec! 
- Wiesz, że dla mnie wybór jest jasny. 
- To bardzo dobrze. Jutro dostaniesz pieniądze na zabieg, poszukamy lekarza, i wszystko bedzie dobrze.
- Ty siebie słyszysz? Nie bedzie żadnej aborcji! Odchodzę od Ciebie! Nie będę żadnym zabójcą dziecka, którego ojciec jest nieodpowiedzialnym dupkiem! - krzyknęłam, opuściłam pomieszczenie, poszłam do pokoju. Pakowałam torbę z ubraniami, po moich policzkach płynęły łzy. Wzięłam co moje, i wyszłam z mieszkania. Trzęsącymi sie dłońmi zadzwoniłam do mamy, powiedziałam jej, że przyjadę. Miałam zacząć lepsze życie, a skończyłam je w gorszej sytuacji niż zaczęłam, sama z dzieckiem. Dam sobie radę, muszę to sobie udowodnić. Pojechałam taksówką na dworzec. Wsiadłam w autobus i wróciłam do Rzeszowa.

----------------------
Obiecany prolog dla Was na niedzielne popołudnie ;) 
Mam nadzieje, że Was zachęci do zaglądania tutaj i czytania ;) 
Komentujcie! 
Zapraszam na mój fb: 
Nowy rozdział pojawi się w sobotę 28.03. 

Marcyśka :D